(3)
Słonecznie 25.3

Ptakom podobny

Autor: 25 Lipiec 2011 przeczytasz w ok. 7 min.
Ptakom podobny
©
(3) | Czytano:
13,153 razy | przeczytasz w ok. 7 min.

Był jednym z najmłodszych i najzdolniejszych uczniów. Pilot Franciszek Sosnowski (bo o nim mowa) na skrzydłach swojego samolotu MIG – 15 mógł dolecieć wysoko i daleko. Ale los zadecydował inaczej. Stał się więźniem politycznym w czasach stalinowskich.

R E K L A M A
3
Czytano:
13,153 razy
Udostępnij
Pan Franciszek pochodzi z Koła, gdzie mieszka na Kolskiej Starówce przy ul. Mickiewicza. Od najmłodszych lat pasjonował się ptakami. Marzył o tym aby wzbić się w powietrze podobnie jak one, pikować w dół i tuż nad ziemią powrócić do lotu poziomego. To go interesowało. Wymyślał różne teoretyczne ewolucje i akrobacje samolotowe. Od marzeń do rzeczywistości to droga daleka, choć nie beznadziejna. Tak było w pana Sosnowskiego przypadku.

W roku 1946 podjął naukę w kolskim gimnazjum, z myślą o tym, żeby zostać pilotem. – Dowiedziałem się od profesorów – mówi– że najważniejsze dla pilota to matematyka, fizyka i chemia. Tym właśnie przedmiotom poświęcałem najwięcej czasu i byłem z nich bardzo dobry. Złożyłem podanie o przyjęcie mnie do szkoły w Dęblinie.

Chętnych do szkoły było 5.000, przyjęto 200, a szkołę pilotażu ukończyło tylko 50 ! Franka pasjonowało latanie samolotami myśliwskimi, szybkimi, nie zaś samoloty szturmowe, transportowe czy pasażerskie. Utożsamiał się z ptakami. Tych ewolucji na samolotach wolniejszych i cięższych nie mógłby wykonywać.

Po dwuletniej szkole dęblińskiej w roku 1951 i przeszkoleniu na samolotach myśliwskich tłokowych został wybrany do grupy 10 pilotów z całej Polski na pierwsze przeszkolenie na samolotach odrzutowych – ówczesnych MIG-ach 15. – Nas, młodych oficerów było 10, a jednocześnie szkoliło się całe dowództwo Wojski Lotniczych m.in. gen. Frey–Bielecki. Wrażenie z zetknięcia się z samolotami odrzutowymi było ogromne. 7 białych „ptaków” stało za ogrodzeniem z drutu, 4 wartowników, specjalne przepustki sprawdzane przy wejściu i wyjściu, konspekty zalakowane, zajęcia tylko w sali metodycznej, konspekty chowane w specjalnej kancelarii. Szkolili nas oczywiście instruktorzy rosyjscy – mówi pan Franciszek.

Rosjanie bardzo się dziwili, ze Polacy już po 10 lotach potrafili latać samodzielnie, gdy tymczasem Rosjanie musieli mieć ok. 100 lotów, mimo, ze byli frontowymi czyli doświadczonymi. Polscy piloci potrafili atakować samolot z każdej pozycji, gdy Rosjanie tylko z tyłu, od ogona. Sosnowskiego prędkość na ówczesne czasy wynosiła 1.040 km/godz., a wysokość którą osiągnął to 15.600 metrów, oczywiście w masce.

Służba kolanina zapowiadała się wspaniale, był w swoim żywiole, ale niestety pojawiła się polityka. Był dowódcą eskadry z której uciekł na Borholm 22 letni podporucznik Zdzisław Jaźwiński. Następnego dnia po ucieczce Jaźwińskiego prysły wszelkie nadzieje i marzenia. Pojawiło się NKWD przyleciał też sam marszałek Rokossowski. – Ponieważ Jaźwiński był z mojej eskadry zostałem aresztowany, wraz z dwoma innymi dowódcami – wspomina. Zarzucono im, ze przygotowali ucieczkę grupową za granicę na samolotach odrzutowych, które były własnością sił zbrojnych PRL.

– Dostaliśmy dwaj po 12 lat więzienia, trzeci kolega, który miał żonę i dziecko dostał „tylko” 5 lat – opowiada Sosnowski. – Rozprawa odbywała się bez żadnego adwokata, przy drzwiach zamkniętych. Rodzina dowiedziała się dopiero po pół roku gdzie przebywam. Pamiętam, gdy przewieziono do Głównego Zarządu Informacji Warszawie i wprowadzono nas do pokoju, w którym siedział major w bujanym fotelu, a obok stał plutonowy, który odszedł do mnie i zwrócił się tymi słowami: „zdejmijcie pas”. Ja odpowiedziałem – jak się odnosicie do oficera Wojaka Polskiego?”. Na to major: „To my jesteśmy instytucją, która daje stopnie i odbiera”.

Na przesłuchania pilot wożony był windą, aby nie spotkał się z kolegami. Nocne przesłuchania odbywały się przy świetle lampy skierowanym w oczy. Raz przesłuchiwany Franek nie wytrzymał. Chwycił taboret z zamiarem rzucenia go w któregoś przesłuchującego, na szczęście opanował się i nie rzucił. Wyklęli całą rodziną Sosnowskich, a jego wyzywali od najgorszych świń. Nie chciał z nimi rozmawiać, rozpoczął głodówkę. Przyszedł raz gen. Zarakowski naczelny prokurator i powiedział:” Co Sosnowski, czujecie się niewinnym. U nas w Polsce Ludowej ludzi niewinnych nie ma. Przeciętnego obywatela z ulicy bierzemy i 5 lat dostaje, od nas nikt wolny nie wyjdzie”. Nasz bohater doszedł do wniosku, że dalszy opór nie ma sensu. Robił to co oni chcieli. Podpisywał co chcieli, miał dopiero 24 lata, chciał żyć. Na głupie pytania odpowiadał głupimi odpowiedziami, m. in.: Tak, chciałem uciec na Zachód aby Churchillowi buty czyścić” itp. Dążył do jak najszybszej rozprawy, myślał, że wszystko odwoła. Niestety, przeciwnik był sprytniejszy. Musiał podpisać dokument, że to co mówił w czasie śledztwa jest prawdą i zachowam to w tajemnicy, jeśli nie czeka go dodatkowo 5 lat więzienia. Po rozprawie gdzie dostałem 12 lat siedziałem najpierw na Mokotowie, później w Sieradzu, a następnie w Strzelcach Opolskich. Było to ciężkie wiezienie. traktowano nas jak najgorszych przestępców. Myślałem, ze jestem na gestapo. Do Strzelec Opolskich przywieźli nas pociągiem około 100 osób. Strażnicy uzbrojeni w karabiny maszynowe, prowadzili nas ze stacji do więzienia. Puszczono plotkę, że jesteśmy jeńcami niemieckimi, aby wywołać nienawiść w społeczeństwie, opluwano nas. Trzymałem w swoim ręku walizkę, a w niej mundur galowy, mapy, rozkazy lotów i czapka garnizonowa. Pech chciał, że walizka otworzyła się i cała jej zawartość wysypała się, a garnizonówka potoczyła się poza szpaler. Ludzie zobaczyli, czapkę polskiego oficera na ziemi i przekonali się, ze to jednak Polacy z nie Niemcy. Podniosłem czapkę z ziemi strzepując kurz pokazałem ją ludziom aby widzieli kogo prowadzą.

Pobyt w Strzelcach Opolskich wspomina bardzo „miło”, dlatego, że poznał w celi więziennej kolegę, który za kawały polityczne dosłał 5 lat. Ów kolega zapoznał Frania ze swoją sąsiadka, która obecnie jest jego żoną Prowadzili ze sobą korespondencje przez 1,5 roku ani razu się nie widząc. Ciekawa była ile lat znajomy z listów będzie siedział. Powiedział jej, ze jest to tajemnica wojskowa ale na pewno w 1957 roku będzie na wolności. Gdyby znała jego 12 letni wyrok na pewno by nie czekała. Los mu sprzyjał Decyzją Najwyższego Sadu Wojskowego wyszedł na wolności w 1956 roku. Pierwsze swoje kroki skierował do znajomej korespondentki, a więc do Szczebrzeszyna w byłym woj. Zamojskim. Po krótkim narzeczeństwie pobrali się. – Mam najlepszą i najpiękniejszą żonę, z czego się bardzo cieszę i dziś po latach nurtuje mnie pytanie, co by było gdybym nie siedział w więzieniu i w pewnym sensie tego nie żałuję –mówi.

W czasach PRL walczył o rehabilitację, ale był traktowany przez po macoszemu. Kolski Komitet PZPR traktował go jak zwykłego chuligana. Jedni chcieli go zniszczyć, ale byli i uczciwi wśród nich, informując go o nieczystych intencjach. W tych czasach nie było mowy o tym aby cos zmienić. Dopiero po roku 1989 gdy ministrem sprawiedliwości został Wiesław Chrzanowski sprawa ruszyła z miejsca i znalazł się w Okręgowym Sądzie Wojskowym w Warszawie. Szczególnie chodziło mu o to, żeby zostać zrehabilitowanym w kontekście zniesienia absurdalnej odpowiedzialności zbiorowej. Najwyższy Sąd Wojskowy w 1993 roku uniewinnił go całkowicie, przywrócił topień wojskowy, dostał odprawę, potraktowano go jak oficera, dostał dodatek kombatancki. – Dziś przekroczyłem już… siątkę. Cieszę się, ze życie mój ułożyło się tak a nie inaczej. Mam wykształcone dzieci, żonę którą bardzo kocham z wzajemnością. Przesiedziałem w wiezieniu 3 lata 4 miesiące i 10 dni. Czasem nurtuje mnie pytanie jak wyglądałoby moje Zycie gdyby nie więzienie? Może nie poznałbym mojej zony, może zginąłbym w powietrzu jak wielu moich kolegów – nie wiem zastanawia się pan Franciszek.

Michał Chojnacki

Oceń artykuł

0%
0%
0%
0%
0%
0%
Oddanych głosów: 0
Komentarze (3)
dodając komentarz akceptujesz regulamin. Pamiętaj o wzajemnym szacunku! HejtSTOP
robert · 03 Lipiec 2014
Czy ktoś z piszących czytał ten tekst? dlaczego tu jest tyle błędów?
~Kaja · 11 Lipiec 2012
Bardzo interesująca postać, pięknie opowiadał swoją historię w reportażu na Osiedlowej... Smutno... :-(
~zmartwiony kolanin · 11 Lipiec 2012
Dziś o 15.00 na kolskim cmentarzu parafialnym przy ul. Poniatowskiego - odbędzie się pogrzeb bohatera artykułu. Uroczystościom przewodniczyć będzie ks. kanonik J. Wronkiewicz.
>