Jesteśmy przyzwyczajeni, że z alkomatów korzystają niemal wszystkie służby i czynią to dla naszego wspólnego bezpieczeństwa.
Nie musi dojść do wypadku, aby pracodawca mógł zwolnić pracownika z powodu nietrzeźwości w miejscu pracy. Choć wiążący jest protokół spisany przez policję na podstawie przeprowadzonego przez nich badania alkomatem, zakłady również wyposażają się w sprzęt pomiarowy - chcą uniknąć wypadków “pod wpływem” i płynących z nich konsekwencji. Jeśli pracownik nie jest pewien stanu swojego organizmu, może poprosić brygadzistę o badanie alkomatem, a w razie wyniku stwierdzającego stan nietrzeźwości wziąć urlop na żądanie i wrócić do domu. Takie zachowanie byłoby odpowiedzialne - lecz jest, niestety, bardzo rzadkie. Gdy pracodawca rozpoczyna niezapowiedziane badanie alkomatem, przebieg zdarzeń może wyglądać różnie. Przekonał się o tym pewien przedsiębiorca, prowadzący fabrykę mebli tapicerowanych - gdy w poniedziałek rano, po lokalnym święcie ruszył na halę z alkomatem, dziewięciu pracowników porzuciło stanowiska pracy, uciekając biegiem i skacząc przez zakładowy płot niczym dzieci. Warto dodać, że były to osoby pracujące przy stolarskich i tapicerskich maszynach.
Niestety, picie w trakcie pracy oraz przychodzenie do niej po rozrywkowych nocach nadal jest niepisaną tradycją pewnych branż. To negatywne zjawisko, które naraża na niebezpieczeństwo nie tylko jedną osobę, lecz całe jej otoczenie, a przełożonego na poważne konsekwencje prawne i finansowe. Nie powinniśmy dziwić się pracodawcom, że chcą zniwelować ryzyko zarówno wypadków, jak i konsekwencji wizyty np. Inspekcji Pracy. Gdyby używanie alkomatu stało się elementem dbania o wspólne bezpieczeństwo na wzór zapinania pasów lub noszenia kasków, wiele problematycznych sytuacji mogłoby nigdy nie mieć miejsca.
Więcej o wspólnym bezpieczeństwie i wypadkach można przeczytać na https://www.facebook.com/portalbrd24/.